Jak nie dać się lękowi przed zmianą
11 listopada 2025, 07:53
Jak nie dać się lękowi przed zmianą

Zmiana zawsze miała w sobie coś, co mnie przerażało. Choć wiedziałem, że jest częścią życia, że bez niej nie ma rozwoju, nie ma ruchu – mimo to czułem opór. Lęk. Tę niepewność w brzuchu, ten ciężar w piersi, kiedy stoisz na progu czegoś nowego i nie masz pojęcia, co cię czeka. Przez długi czas uciekałem przed tym uczuciem. Wolałem trzymać się znanego, nawet jeśli to znane mnie męczyło. Bo to, co znane, daje złudzenie bezpieczeństwa. Ale pewnego dnia zrozumiałem, że prawdziwe życie zaczyna się właśnie tam, gdzie kończy się komfort.
Lęk przed zmianą towarzyszył mi przy każdej ważnej decyzji. Zawsze pojawiał się ten sam głos w głowie: „A co, jeśli się nie uda? A co, jeśli stracisz to, co masz? A co, jeśli to błąd?” Brzmiał tak przekonująco, że nieraz pozwalałem mu mną kierować. Ale z czasem zauważyłem, że ten głos nie jest moim wrogiem. To część mnie, która chce mnie chronić. Chce, żebym nie cierpiał, żebym nie ryzykował, żebym nie popełnił błędu. Tylko że bez błędów nie ma wzrostu. A bez wzrostu nie ma życia.
Zrozumiałem, że lęk nie znika, kiedy czekam. Nie maleje z czasem. Wręcz przeciwnie – rośnie, jeśli go karmię zwlekaniem. Każda myśl typu „zrobię to jutro” sprawia, że jutro staje się jeszcze bardziej przerażające. Dopiero kiedy zacząłem działać mimo strachu, coś zaczęło się zmieniać. Odkryłem, że odwaga to nie brak lęku, ale decyzja, by zrobić krok mimo jego obecności. Kiedy pierwszy raz odważyłem się iść za tym, co czułem, mimo że się bałem – poczułem wolność. I ta wolność była większa niż jakiekolwiek ryzyko.
Zmieniałem pracę, kończyłem relacje, zaczynałem nowe projekty. Za każdym razem czułem ten sam dreszcz niepewności. Ale za każdym razem, gdy przechodziłem przez ten mur lęku, po drugiej stronie czekało coś niezwykłego – spokój, którego wcześniej nie znałem. Bo spokój nie pochodzi z braku wyzwań, tylko z zaufania do siebie. Z poczucia, że cokolwiek się stanie, dam radę. Że nawet jeśli się potknę, podniosę się. Bo w życiu nie chodzi o to, żeby zawsze wiedzieć, dokąd idę. Chodzi o to, żeby mieć odwagę ruszyć.
Lęk przed zmianą często podszywa się pod rozsądek. Szeptał mi: „Zastanów się dobrze. Może to nie czas. Może nie jesteś gotowy.” A ja przez długi czas wierzyłem, że to głos mądrości. Dziś wiem, że to często tylko przebrany strach. Bo gotowość nie przychodzi sama. Gotowość rodzi się w działaniu. W momencie, gdy mimo drżących rąk robisz pierwszy krok. Wtedy czujesz, że nie musisz już czekać na idealny moment. Bo idealny moment to ten, który właśnie trwa.
Czasem siedzę w ciszy i myślę o tym, ile razy pozwoliłem, żeby strach zabrał mi coś ważnego. Ile razy zrezygnowałem z czegoś, co mogło odmienić moje życie, tylko dlatego, że bałem się nieznanego. I wtedy czuję smutek. Ale nie po to, by się obwiniać. Po to, by pamiętać, że każda taka decyzja była lekcją. Dziś wiem, że strach to nauczyciel – surowy, ale mądry. Bo pokazuje mi, gdzie jest granica mojego komfortu. A za tą granicą zawsze czeka rozwój.
Zauważyłem, że lęk przed zmianą często bierze się z braku zaufania – nie do świata, ale do siebie. Kiedy nie wierzę, że dam radę, każda decyzja wydaje się ryzykiem. Dlatego zacząłem budować w sobie zaufanie małymi krokami. Każdy dzień, w którym robię coś mimo lęku, wzmacnia mnie. Każdy raz, gdy mówię sobie „poradzę sobie”, i naprawdę próbuję, buduje we mnie pewność. Nie arogancję, ale spokojną wiarę w to, że jestem w stanie przetrwać to, co przyjdzie. Bo życie nigdy nie obiecuje pewności. Ale zawsze daje szansę.
Lęk przed zmianą często mówi: „Co, jeśli stracisz to, co masz?” Ale rzadko mówi: „A co, jeśli zyskasz coś lepszego?” Zmiana to zawsze wymiana – kończy się coś, by mogło zacząć się coś nowego. Czasem trzeba odejść od starego, żeby zrobić miejsce na nowe. I choć to boli, to w tym bólu jest mądrość. Bo wszystko, co prawdziwe, wymaga odwagi. A odwaga nie jest brakiem strachu – jest ruchem w jego kierunku.
Nauczyłem się też, że lęk można oswoić. Nie przez analizowanie go, ale przez bycie z nim. Kiedy czuję, że strach rośnie, nie uciekam. Siadam, oddycham, patrzę mu w oczy. Czasem pytam w myślach: „Czego chcesz mnie nauczyć?” I wtedy czuję, że lęk zaczyna się kurczyć. Bo kiedy przestaję go odpychać, traci siłę. Wtedy wraca spokój. Bo lęk nie chce mnie zniszczyć. On chce, żebym był świadomy. I kiedy to rozumiem – przestaje mną rządzić.
Dziś wiem, że nie da się żyć bez zmian. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, ja też się zmieniam. Ale to nie koniec – to początek. Każda zmiana to nowy rozdział, nowa szansa, nowy oddech. Nie zawsze jest łatwo, ale zawsze warto. Bo każdy krok w stronę nieznanego przybliża mnie do tego, kim naprawdę jestem. A w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że z każdą zmianą uczę się bardziej ufać sobie i życiu.
I może właśnie o to chodzi – żeby nie pozwolić, by lęk przed zmianą stał się więzieniem. Żeby nie dać mu decydować, kim jestem. Bo życie nie czeka, aż przestanę się bać. Ono toczy się tu i teraz. I jeśli mam wybór – a zawsze mam – wybieram ruch. Wybieram rozwój. Wybieram siebie. Mimo strachu. Mimo niepewności. Bo gdzieś głęboko wiem, że każda zmiana, nawet ta najmniejsza, prowadzi mnie dokładnie tam, gdzie powinienem być.
---

Dodaj komentarz