Jak radzić sobie ze stresem


11 listopada 2025, 07:39

Jak radzić sobie ze stresem

Jak radzić sobie z stresem

 

Stres towarzyszył mi przez większość życia, choć przez długi czas udawałem, że go nie ma. Wmawiałem sobie, że to po prostu „presja”, „motywacja”, „tempo współczesnego świata”. Ale w środku czułem, że coś jest nie tak. Serce biło szybciej, oddech był płytki, myśli goniły jak oszalałe. Czasami wystarczyło jedno zdanie od kogoś, jeden mail, jedno niepowodzenie – i czułem, jak cały świat wali mi się na głowę. Długo nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Dziś wiem, że stres nie jest wrogiem. Stres jest sygnałem. Tylko trzeba nauczyć się go słuchać.

 

Pierwszy krok to przestać z nim walczyć. Kiedy próbowałem tłumić stres, udawać, że wszystko jest pod kontrolą, on tylko rósł. Ciało napinało się jeszcze mocniej, myśli przyspieszały. Dopiero gdy zacząłem przyjmować go takim, jaki jest, coś się we mnie zmieniło. Zrozumiałem, że stres to energia – nie zawsze przyjemna, ale potrzebna. Informacja, że coś we mnie domaga się uwagi. Czasem to strach przed porażką. Czasem poczucie, że jestem przeciążony. Czasem brak odpoczynku. Kiedy przestałem go traktować jak wroga, zacząłem go rozumieć.

 

Nauczyłem się oddychać. Tak po prostu – głęboko, spokojnie, świadomie. Brzmi banalnie, ale w chwilach stresu oddech jest pierwszym, co tracimy. Oddycham więc głęboko, aż poczuję, że wracam do ciała. Bo stres żyje w ciele. Nie w myślach, nie w teorii – w napięciu ramion, w zaciśniętych szczękach, w ciężkości klatki piersiowej. Kiedy zaczynam to zauważać, mogę to rozluźnić. I wtedy coś puszcza. Wtedy pojawia się przestrzeń.

 

Kiedyś uciekałem od stresu w działanie. Gdy coś mnie przerastało, pracowałem więcej, szybciej, mocniej. Myślałem, że to sposób, żeby zapanować nad sytuacją. Ale prawda jest taka, że to była ucieczka. Dziś wiem, że czasem najlepszym, co mogę zrobić, jest zatrzymać się. Zamknąć komputer. Wyjść na spacer. Spojrzeć w niebo. Posłuchać siebie. Bo stres to często wołanie organizmu: „Zwolnij, człowieku. Nie musisz wszystkiego robić naraz.” Wtedy uczę się odpuszczać. A odpuszczanie nie jest słabością – to odwaga bycia człowiekiem.

 

Zauważyłem też, że stres często bierze się z myśli o przyszłości. Z historii, które sam sobie opowiadam: że nie dam rady, że się nie uda, że zawiodę. Ale przecież te myśli to tylko wyobrażenia. Nie rzeczywistość. Kiedy łapię się na tym, że znowu tonę w scenariuszach, wracam do „tu i teraz”. Patrzę na to, co naprawdę się dzieje w tej chwili. Często okazuje się, że teraz – w tym momencie – nic złego się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Reszta to tylko gra wyobraźni.

 

Pomaga mi też ruch. Czasem bieganie, czasem trening, czasem zwykły spacer. Bo ciało potrzebuje rozładowania napięcia. Kiedy się ruszam, czuję, jak stres opuszcza mnie powoli – z potem, z oddechem, z każdym krokiem. Wtedy głowa się oczyszcza. Myśli układają się same. Zamiast próbować rozwiązywać wszystko w głowie, pozwalam ciału zrobić swoje. To proste, a tak skuteczne.

 

Innym sposobem, który stał się dla mnie kotwicą, jest wdzięczność. Kiedy czuję, że stres przejmuje kontrolę, przypominam sobie trzy rzeczy, za które mogę być wdzięczny. To mogą być drobiazgi – ciepła kawa, rozmowa z kimś bliskim, zapach deszczu. Brzmi jak banał, ale działa. Bo wdzięczność przenosi uwagę z tego, czego się boję, na to, co już mam. A to natychmiast zmienia perspektywę. Bo stres żywi się lękiem. A wdzięczność karmi spokój.

 

Zrozumiałem też, że nie muszę radzić sobie ze stresem sam. Że rozmowa to nie oznaka słabości. Czasem wystarczy powiedzieć komuś: „Jest mi ciężko.” I nagle to, co przytłaczało, staje się lżejsze. Bo stres lubi ciszę. Lubi, kiedy go ukrywamy. A kiedy go wypowiem, traci moc. Wtedy czuję, że nie jestem w tym sam. Że każdy z nas ma swoje napięcia, swoje zmagania, swoje chwile zwątpienia. I to jest w porządku.

 

Z biegiem czasu zrozumiałem coś jeszcze – że stres nigdy nie zniknie całkowicie. Zawsze będzie obecny, bo życie nie jest przewidywalne. Ale mogę nauczyć się być z nim inaczej. Nie jako ofiara, ale jako obserwator. Kiedy przychodzi stres, nie pytam już „dlaczego ja?”, tylko „czego próbujesz mnie nauczyć?”. I często odpowiedź jest prosta: że mam o siebie zadbać. Że mam przestać udawać, że jestem niezniszczalny. Że mam zwolnić, zatrzymać się, oddychać.

 

Z każdym dniem coraz bardziej wierzę, że spokój nie polega na braku stresu. Spokój to umiejętność bycia sobą pośród chaosu. To świadomość, że nawet jeśli świat wokół się pali, we mnie może być cicha przestrzeń. Przestrzeń, w której oddycham, obserwuję, jestem. I w tej przestrzeni nie ma walki. Jest akceptacja. Jest zaufanie. Jest życie takim, jakie jest.

 

Kiedyś myślałem, że muszę zapanować nad stresem, żeby żyć spokojnie. Dziś wiem, że wystarczy pozwolić sobie być człowiekiem. Bo człowiek czuje. Człowiek się boi. Człowiek czasem gubi równowagę. Ale człowiek też potrafi się podnieść, odetchnąć, spojrzeć przed siebie i iść dalej. I właśnie w tym jest prawdziwa siła – nie w perfekcji, ale w obecności. W tym, że mimo stresu, mimo lęku, mimo chaosu – idę dalej. Bo życie, nawet to pełne napięć, wciąż jest warte przeżycia. I właśnie to mnie napędza – świadomość, że każdy oddech może być nowym początkiem.


---Tak jak myśli człowiek

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz