Praca z traumą i wewnętrznym dzieckiem
11 listopada 2025, 11:53
Praca z traumą i wewnętrznym dzieckiem

Przez długi czas myślałem, że moje emocje są moim wrogiem. Że słabość to coś, czego trzeba się wstydzić. Że przeszłość powinna zostać zamknięta w szufladzie i nigdy do niej nie zaglądać. Ale z czasem zrozumiałem coś fundamentalnego – każda trauma, każdy bolesny moment z dzieciństwa, który próbowałem ukryć, wciąż żyje we mnie. I dopóki go nie zobaczę, dopóki nie przyjrzę się temu, co moje wewnętrzne dziecko przeżyło, nie mogę być naprawdę wolny.
Wewnętrzne dziecko to nie wymysł psychologów. To część mnie, która nadal czuje tak, jak czuła, gdy była bezbronna. To ta mała wersja mnie, która płakała w ciemności, która bała się odrzucenia, która potrzebowała wsparcia i miłości, której wtedy nie dostała. Przez lata ignorowałem ten głos. Myślałem, że dorosłość oznacza, że trzeba zapomnieć, że trzeba być twardym. Ale im bardziej go tłumiłem, tym bardziej czułem pustkę w sobie, tym bardziej powtarzałem wzorce, które raniły mnie i innych.
Praca z traumą zaczęła się dla mnie od prostego pytania: „Co czuję naprawdę?” Brzmi banalnie, ale przez lata zapomniałem, że uczucia mają prawo istnieć. Czułem gniew, smutek, lęk, wstyd – i zawsze je odpychałem. Teraz uczę się je widzieć. Zatrzymuję się, oddycham, pozwalam sobie poczuć. Nie po to, żeby utknąć w bólu, ale po to, by go zrozumieć. Bo trauma, którą noszę, nie znika, jeśli jej nie przyjmę. Ona potrzebuje, żebym był obecny. Żebym usłyszał mój wewnętrzny głos.
Spotkanie z moim wewnętrznym dzieckiem jest jak podróż w czasie. Siadam w ciszy, zamykam oczy i wyobrażam sobie tę małą wersję mnie – zagubioną, przestraszoną, często samotną. Z początku było to trudne. Czułem opór, bo ból wydawał się zbyt wielki. Ale z każdym oddechem nauczyłem się być przy nim. Mówię do siebie spokojnie: „Widzę cię. Jestem tutaj. Nie jesteś sam.” I w tych słowach kryje się coś niezwykłego – akceptacja, której wtedy brakowało.
Praca z traumą wymaga cierpliwości. To nie jest wyścig, to proces, który trwa całe życie. Są dni, kiedy czuję, że robię krok naprzód, i dni, kiedy wracam do starych emocji, które wydają się tak samo silne jak kiedyś. Ale każdy powrót jest lekcją. Każdy moment, w którym pozwalam sobie poczuć, zamiast uciekać, buduje we mnie siłę. Bo siła nie polega na tym, żeby nie czuć bólu. Siła polega na tym, żeby przejść przez niego świadomie.
Nauczyłem się też, że trauma często wpływa na moje relacje. Wzorce, które wyniosłem z dzieciństwa, powtarzały się w moim dorosłym życiu. Lęk przed bliskością, strach przed odrzuceniem, potrzeba kontroli – to wszystko było cieniem przeszłości. Kiedy zacząłem je rozpoznawać, zacząłem je rozumieć. Praca z wewnętrznym dzieckiem nauczyła mnie, że mogę kochać i być kochanym, że mogę ufać, że mogę tworzyć zdrowe więzi. Bo zmiana zaczyna się od wewnątrz – od mnie, od mojej obecności przy sobie.
Jednym z najważniejszych odkryć było zrozumienie, że emocje, które kiedyś były przerażające, są teraz przewodnikami. Gniew pokazuje mi granice, smutek uczy wrażliwości, strach wskazuje, gdzie potrzebuję odwagi. Kiedy uczę się je słuchać, przestają mną rządzić. Zamiast walczyć, obserwuję. Zamiast uciekać, przyjmuję. I w tym przyjmowaniu rodzi się wolność.
Były momenty, kiedy czułem się zagubiony, przytłoczony wspomnieniami, które wydawały się zbyt ciężkie, by je udźwignąć. Ale nauczyłem się szukać wsparcia. Czasem wystarczy rozmowa z kimś, kto rozumie. Czasem pomoc terapeuty. Czasem zapisanie myśli na papierze, pozwolenie, by emocje wypłynęły na zewnątrz. Praca z traumą nie oznacza samotnej walki. Oznacza obecność – przy sobie i przy innych, którzy mogą i chcą towarzyszyć w tej podróży.
Z biegiem czasu zauważyłem, że moje wewnętrzne dziecko nie jest tylko źródłem bólu. Jest też źródłem siły, kreatywności, empatii i wrażliwości. Im bardziej je słucham, tym bardziej czuję życie w pełni. Im bardziej pozwalam mu być, tym bardziej mogę doświadczać prawdziwej bliskości z innymi. Bo kiedy akceptuję siebie w całości – ze słabościami, zranieniami i pięknem – mogę akceptować innych.
Dziś wiem, że praca z traumą i wewnętrznym dzieckiem to podróż bez końca. Ale to podróż, która uczy odwagi, uczy obecności, uczy miłości do samego siebie. Każdy krok w stronę zrozumienia przeszłości jest krokiem w stronę wolności. Każda chwila, w której pozwalam sobie poczuć, zamiast uciekać, jest zwycięstwem. I choć czasem jest ciężko, wiem jedno – warto. Bo w tej pracy odkrywam, kim naprawdę jestem. Kim mogę być. I jak wielką moc ma obecność przy sobie.
Spotkanie z wewnętrznym dzieckiem to nie koniec historii. To początek nowego rozdziału – rozdziału, w którym przeszłość nie determinuje mojej przyszłości, w którym mogę kochać, czuć, doświadczać. To początek życia w pełni – życia, które nie boi się emocji, życia, które rozumie, że każda rana może stać się źródłem siły.
I może właśnie o to chodzi – żeby nie uciekać przed bólem, nie udawać, że go nie ma, nie kryć się przed tym, co w nas kruche. Bo kiedy staję twarzą w twarz z traumą, kiedy przyjmuję swoje wewnętrzne dziecko, odkrywam, że w tej kruchości kryje się odwaga. W tej wrażliwości kryje się moc. A w obecności przy sobie kryje się życie – prawdziwe, pełne, nieograniczone.

Dodaj komentarz