Uważność (mindfulness) w codziennym życiu...


11 listopada 2025, 07:33

Uważność (mindfulness) w codziennym życiu

Uważność

 

Zauważyłem, że większość mojego życia spędzałem, myśląc o tym, co było, albo o tym, co dopiero będzie. Ciągle gdzieś pomiędzy. Nigdy naprawdę „tu”. Myślałem, że to normalne — że tak wygląda dorosłość, że trzeba gonić, planować, analizować. Ale w pewnym momencie coś się we mnie złamało. Obudziłem się pewnego ranka i poczułem, że mimo tego, że wszystko „mam”, tak naprawdę niczego nie doświadczam w pełni. Jakbym żył na autopilocie. I wtedy po raz pierwszy usłyszałem o uważności. Nie jako modnym haśle, ale jako sposobie na to, żeby znowu poczuć życie.

 

Uważność to dla mnie nie medytacja w idealnym otoczeniu, nie zapach kadzideł ani joga o wschodzie słońca. To prosty, cichy moment, w którym jestem naprawdę obecny. Kiedy piję poranną kawę i czuję jej smak, zamiast myśleć o mailach, które muszę wysłać. Kiedy idę ulicą i naprawdę słyszę dźwięki miasta, zamiast tonąć w myślach o tym, co powiedziałem wczoraj. Uważność to moment, w którym przestaję walczyć z tym, co jest. Przestaję uciekać. Zaczynam być.

 

Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy naprawdę oddychałem. Brzmi banalnie, prawda? Oddychamy przecież codziennie. Ale ja przez lata robiłem to mechanicznie. Tamtego dnia usiadłem, zamknąłem oczy i po prostu poczułem powietrze, które wchodziło i wychodziło z moich płuc. Nagle świat zwolnił. Myśli dalej przepływały, ale już nie miały nade mną władzy. Zrozumiałem, że nie muszę się z nimi utożsamiać. Że mogę być obserwatorem. A w tym obserwowaniu jest spokój. Taki głęboki, prawdziwy spokój, którego wcześniej nigdy nie znałem.

 

Uważność w codziennym życiu nie wymaga wielkich gestów. Czasem to po prostu zatrzymanie się w środku dnia. Kiedy stoję w korku, zamiast się denerwować, zwracam uwagę na to, jak czuję kierownicę pod dłońmi. Jak słońce przebija się przez szybę. Jak w oddali ktoś śmieje się na chodniku. To drobiazgi. Ale właśnie w tych drobiazgach jest życie. W nich jest wszystko. Bo życie nie dzieje się jutro ani wczoraj. Dzieje się teraz. W tym momencie, który właśnie trwa.

 

Kiedy zacząłem praktykować uważność, odkryłem, jak bardzo byłem od siebie odłączony. Zrozumiałem, że wiele moich reakcji to nie świadome wybory, ale automatyczne odpowiedzi na lęk, stres, oczekiwania. Uważność nauczyła mnie zatrzymywać się pomiędzy bodźcem a reakcją. W tym krótkim momencie ciszy dzieje się magia — tam mam wybór. Mogę nie reagować impulsywnie. Mogę po prostu zauważyć. I to daje mi ogromną wolność. Bo w tej przestrzeni rodzi się świadomość, a ze świadomości – spokój.

 

Są dni, kiedy uważność przychodzi mi z łatwością. Ale są też takie, kiedy gubię się w pośpiechu, w chaosie, w natłoku obowiązków. Wtedy przypominam sobie jedno: że uważność nie jest celem, tylko praktyką. Że to nie o to chodzi, by być idealnie obecnym cały czas. Chodzi o to, by wracać. Wracać do siebie. Wracać do oddechu. Wracać do chwili. Bo każdy powrót jest zwycięstwem. Każde „teraz” jest początkiem.

 

Zauważyłem też, że uważność sprawiła, że lepiej czuję innych ludzi. Kiedy naprawdę słucham, a nie tylko czekam, aż ktoś skończy mówić – coś się zmienia. Czuję głębiej, widzę więcej. Uważność otworzyła we mnie przestrzeń na empatię. Na autentyczne spotkanie. Bo dopiero wtedy, gdy jestem obecny ze sobą, mogę być obecny z drugim człowiekiem. Nie przez maski, nie przez role. Po prostu prawdziwie.

 

Czasem, kiedy idę wieczorem przez miasto, zatrzymuję się na chwilę. Patrzę w niebo, słyszę szum drzew, czuję chłód powietrza na skórze. To takie proste, a jednocześnie poruszające. Czuję wdzięczność – za to, że jestem, że mogę oddychać, że czuję. Bo w tej prostocie kryje się sens. Nie muszę gonić za kolejnym sukcesem, żeby poczuć, że żyję. Wystarczy być tu. Naprawdę być.

 

Z uważności narodziła się we mnie inna jakość życia. Spokój, który nie zależy od okoliczności. Jasność, która pojawia się, gdy przestaję szukać odpowiedzi na zewnątrz. Zrozumienie, że każda chwila, nawet ta trudna, ma w sobie coś do zaoferowania. Czasem lekcję cierpliwości. Czasem pokory. Czasem miłości. Uważność nie zabiera bólu, ale uczy mnie, jak przez niego przechodzić bez walki. Jak nie tonąć, tylko płynąć. Jak ufać życiu, nawet gdy nie wiem, dokąd mnie prowadzi.

 

Kiedyś żyłem w przekonaniu, że szczęście to coś, co przyjdzie, gdy wszystko się ułoży. Dziś wiem, że szczęście to moment, w którym zauważam, że właśnie teraz wszystko jest wystarczające. Może nieidealne, może chaotyczne, ale prawdziwe. I w tej prawdziwości jest pełnia. To właśnie uważność nauczyła mnie dostrzegać piękno w zwyczajności – w porannym świetle, w śmiechu przyjaciela, w ciszy po długim dniu. I za każdym razem, gdy to widzę, czuję, że żyję naprawdę.

 

Uważność to nie technika. To sposób istnienia. To wybór, który podejmuję każdego dnia – żeby nie przegapić swojego życia. Bo życie nie dzieje się w planach, w wspomnieniach, w oczekiwaniach. Dzieje się tu, teraz, w tym jednym oddechu. I jeśli potrafię go zauważyć, jeśli potrafię się w nim zatrzymać, to już jestem tam, gdzie zawsze chciałem być.

 

Nie muszę być doskonały. Nie muszę być ciągle zmotywowany. Wystarczy, że będę obecny. Z sobą, ze światem, z tym, co czuję. Bo w tej obecności jest wszystko – spokój, sens, kierunek. I może właśnie o to chodzi w uważności – by przestać szukać czegoś więcej i po prostu być. W pełni. Prawdziwie. Teraz.


---

 Rzucić brzuch

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz