Wewnętrzny krytyk – jak go uciszyć


09 listopada 2025, 11:54

Wewnętrzny krytyk – jak go uciszyć

Wewnętrzny krytyk

 

W mojej głowie przez długi czas mieszkał głos, który nie dawał mi spokoju. Cichy, ale stanowczy. Mówił mi, że nie jestem wystarczająco dobry. Że mógłbym bardziej, że inni robią to lepiej, że zawiodłem. Ten głos pojawiał się zawsze wtedy, gdy chciałem spróbować czegoś nowego, gdy czułem się dumny z siebie, gdy przez chwilę wierzyłem, że mogę. I wtedy on wracał, przypominając mi, że „to jeszcze nie to”.

 

Z początku myślałem, że to ja. Że ten głos to część mnie, racjonalna, trzymająca mnie w ryzach. Ale z czasem zrozumiałem, że ten głos – mój wewnętrzny krytyk – nie jest mną. To echo dawnych lęków, słów, które kiedyś usłyszałem i w które zbyt mocno uwierzyłem. To cień przeszłości, który próbował mnie chronić, ale robił to w najgorszy możliwy sposób – przez ciągłe podważanie mojej wartości.

 

Ten głos mówił: „Nie dasz rady.” „Nie jesteś gotowy.” „Lepiej się nie wychylaj.” I przez lata mu wierzyłem. Bo przecież brzmiał jak rozsądek. Jak głos kogoś, kto wie lepiej. Ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ten krytyk nie pomaga mi żyć – on sprawia, że tylko wegetuję. Trzyma mnie w miejscu, w przekonaniu, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż spełnienie.

 

Praca z wewnętrznym krytykiem zaczyna się od tego, żeby w ogóle go zauważyć. Bo dopóki wierzę, że to ja sam jestem swoim wrogiem, nie mam szans nic zmienić. Ale gdy potrafię zatrzymać się i powiedzieć: „Okej, słyszę cię, ale to tylko głos strachu, nie prawdy” – odzyskuję wolność.

 

Zrozumiałem, że mój wewnętrzny krytyk nie chce mnie zniszczyć. On po prostu boi się zmian. Boi się, że jeśli zrobię krok naprzód, coś pójdzie nie tak. Boi się bólu, porażki, odrzucenia. Więc próbuje mnie zatrzymać. Mówi: „Nie próbuj, żeby nie bolało.” Ale życie, które jest wolne od bólu, jest też wolne od wzrostu.

 

Długo uciekałem przed tym głosem. Próbowałem go zagłuszać – muzyką, pracą, ciągłym zajmowaniem się czymś. Ale to nie działało. Bo im bardziej go tłumiłem, tym głośniejszy się stawał. Dopiero gdy przestałem z nim walczyć, gdy usiadłem z nim w ciszy, gdy zapytałem: „Czego się boisz?”, zaczęło się prawdziwe uzdrowienie.

 

Zacząłem wtedy rozumieć, że mój wewnętrzny krytyk to część mnie, która potrzebuje czułości, a nie walki. On jest jak przestraszone dziecko, które krzyczy, bo chce czuć się bezpiecznie. Kiedy mówię do niego z empatią: „Rozumiem, że się boisz, ale ja dam sobie radę”, coś się we mnie uspokaja.

 

Krytyk traci moc, gdy zaczynam mówić do siebie językiem wsparcia. Kiedy zamiast: „Znowu to zepsułeś”, mówię: „To była lekcja, spróbuj jeszcze raz.” Kiedy zamiast: „Nie nadajesz się”, mówię: „Uczysz się, i to wystarczy.” Bo głos, który słyszymy najczęściej, staje się naszym wewnętrznym światem. Jeśli więc chcę mieć spokój, muszę nauczyć się mówić do siebie z miłością.

 

Zrozumiałem też, że wewnętrzny krytyk często pojawia się wtedy, gdy wchodzę na nowy etap. Gdy robię coś, czego wcześniej się bałem. To znak, że wychodzę ze strefy komfortu. I wtedy przypominam sobie, że jego obecność nie jest dowodem na moją słabość, ale na mój rozwój. Bo jeśli się boję, to znaczy, że idę naprzód.

 

Czasem, kiedy słyszę ten głos, po prostu się uśmiecham. Bo wiem, że już mnie nie kontroluje. Mówię wtedy: „Dziękuję, że się odzywasz, ale dziś to ja decyduję.” I idę dalej. Nie zawsze pewnie, ale zawsze świadomie.

 

Wewnętrzny krytyk jest częścią naszej psychiki. Ale to my decydujemy, jaką rolę mu damy. Może być sędzią, który nas karze, albo nauczycielem, który nas uczy. Wszystko zależy od tego, jak go potraktujemy. Jeśli odpowiem na jego głos gniewem, tylko go wzmocnię. Ale jeśli odpowiem z empatią, stopniowo zacznie milknąć.

 

Zrozumiałem też, że milczenie krytyka nie oznacza, że już nigdy się nie odezwie. On zawsze będzie się pojawiał – przed ważnym krokiem, przed rozmową, przed zmianą. Ale teraz wiem, że nie muszę mu wierzyć. Bo między jego głosem a moją decyzją jest przestrzeń. I to właśnie tam – w tej przestrzeni – rodzi się wolność.

 

Kiedy zaczynam ufać sobie bardziej niż swojemu strachowi, wszystko się zmienia. Nagle odkrywam, że mogę. Że potrafię. Że nawet jeśli się pomylę, to nic złego. Bo pomyłki nie definiują mojej wartości. To nie perfekcja czyni mnie silnym, tylko odwaga, by próbować mimo lęku.

 

Dziś, gdy słyszę swojego wewnętrznego krytyka, już się nie boję. Wiem, że jego głos to część mojej historii, ale nie musi być częścią mojej przyszłości. Uciszam go nie przez milczenie, ale przez obecność. Przez to, że jestem dla siebie wsparciem, którego kiedyś mi brakowało.

 

Bo w końcu zrozumiałem coś najważniejszego – że nie potrzebuję być idealny, żeby zasługiwać na własne zaufanie. Potrzebuję być tylko prawdziwy. I że cisza w głowie nie bierze się z braku krytyki, ale z obecności akceptacji.

 

Dziś, kiedy wewnętrzny krytyk próbuje zabrać mi głos, odpowiadam mu spokojnie: „Już wystarczy. Teraz ja mówię.”

 

I w tej ciszy słyszę coś, czego wcześniej nie słyszałem – siebie.

Skuteczne nawyki
---

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz