Sztuka asertywności w praktyce
15 listopada 2025, 12:20
Sztuka asertywności w praktyce

---
Asertywność… słowo, które kiedyś wydawało mi się czymś odległym, może nawet niepotrzebnym. Myślałem, że albo trzeba być miłym dla wszystkich, albo twardym i nieustępliwym, żeby świat mnie szanował. Dopiero po latach zrozumiałem, jak bardzo byłem w błędzie. Asertywność to nie agresja i nie uległość. To równowaga. To świadomość własnej wartości. To sztuka mówienia „tak” bez wyrzutów sumienia i „nie” bez strachu. I to właśnie ona pozwoliła mi zacząć żyć bardziej w zgodzie ze sobą, bardziej prawdziwie, głębiej, spokojniej.
Asertywność w praktyce zaczęła się dla mnie wtedy, kiedy po raz pierwszy odważyłem się powiedzieć „nie”, choć każda część mnie chciała tego uniknąć. Bałem się, że ktoś się obrazi. Bałem się, że ktoś pomyśli, że jestem egoistą. Bałem się, że stracę czyjąś sympatię. Ale kiedy w końcu wypowiedziałem to słowo – świadomie, spokojnie, bez tłumaczenia się – poczułem coś niezwykłego. Poczułem, że odzyskuję siebie. Że wreszcie stawiam granice, które powinny być postawione już dawno temu.
Asertywność nie przyszła do mnie naturalnie. Musiałem ją ćwiczyć każdego dnia. Musiałem obserwować swoje reakcje. Musiałem uczyć się, że moja wartość nie zależy od tego, czy spełnię wszystkie oczekiwania innych. Zrozumiałem, że to ja jestem odpowiedzialny za swoje życie, swoje emocje, swój czas i swoje granice. I nikt nie ma prawa nimi zarządzać, jeśli sam na to nie pozwolę.
Jedną z najważniejszych lekcji było dla mnie to, że asertywność zaczyna się od uczciwości wobec siebie. Jeśli nie wiem, czego chcę, łatwo jest mi wejść w rolę, w której jestem wszystkim dla wszystkich, tylko nie sobą. Musiałem nauczyć się pytać sam siebie: „Czego naprawdę chcę? Co jest dla mnie dobre? Czy robię to z serca, czy z lęku przed oceną?” A kiedy odpowiadałem na te pytania szczerze, łatwiej było mi podejmować decyzje zgodne z moimi wartościami.
Zrozumiałem też, że asertywność nie rani ludzi. Prawdziwa asertywność daje im jasność. Gdy mówię „nie” jasno i spokojnie, bez agresji, bez poczucia winy, tak naprawdę okazuję komuś szacunek – bo traktuję go uczciwie. A kiedy mówię „tak”, mówię je z prawdziwej chęci, a nie z przymusu. To właśnie ta szczerość tworzy zdrowe relacje, a nie ciągłe zgadzanie się na wszystko.
W praktyce asertywność oznacza dla mnie również umiejętność komunikowania swoich uczuć. Wcześniej bałem się mówić: „Jest mi z tym trudno”, „Nie czuję się komfortowo”, „Potrzebuję czasu dla siebie.” Bo wydawało mi się, że to oznaka słabości. Dziś wiem, że to siła. To odwaga pokazania siebie prawdziwego – ze swoimi potrzebami, emocjami i granicami.
Asertywność pojawiła się też w moim życiu jako sztuka odpuszczania. Kiedyś próbowałem być idealny dla wszystkich. Starałem się nie zawieść nikogo, a najbardziej zawodziłem siebie. Dziś wiem, że nie jestem odpowiedzialny za emocje innych. Mogę być życzliwy, mogę być obecny, mogę wspierać – ale nie jestem zobowiązany poświęcać siebie, żeby ktoś poczuł się lepiej. Każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje życie. Ja – za swoje. I ta świadomość uwolniła mnie jak nic wcześniej.
Asertywność nauczyła mnie również mówić wprost o swoich granicach. Zamiast milczeć i liczyć, że ktoś się domyśli, zacząłem komunikować: „Tego nie chcę”, „To jest dla mnie ważne”, „Potrzebuję przerwy.” To z początku było niewygodne, ale z czasem zauważyłem, jak ogromną zmianę przynosi. Ludzie zaczęli mnie bardziej szanować. Relacje stały się klarowniejsze. Przestało być we mnie napięcie wynikające z tłumionych emocji.
Z czasem odkryłem też, że asertywność to nie tylko mówienie „nie”. To również umiejętność proszenia o pomoc, jeśli jej potrzebuję. Kiedyś uważałem, że muszę radzić sobie ze wszystkim sam, że proszenie o wsparcie czyni mnie słabym. Dziś wiem, że jest odwrotnie. Proszenie o pomoc to akt odwagi. To uznanie, że nie muszę być niezniszczalny. I właśnie dzięki temu moje relacje stały się bardziej prawdziwe, głębsze.
Asertywność pozwoliła mi też oddzielić się od cudzych oczekiwań. Zrozumiałem, że nie muszę spełniać roli, którą ktoś próbuje mi narzucić. Nie muszę być „tym, który zawsze pomoże” albo „tym, który nigdy nie odmawia”. Mogę być sobą – i to wystarczy. A im bardziej jestem sobą, tym bardziej autentycznych ludzi przyciągam do swojego życia.
Zrozumiałem także, że asertywność to energia. Spokojna, stabilna, pewna siebie. To świadomość, że mam prawo do swoich decyzji. Mam prawo do swojego czasu. Mam prawo do swojej przestrzeni. Mam prawo do życia w zgodzie z tym, kim jestem. A kiedy stoję mocno na własnych nogach, ludzie zaczynają traktować mnie z większym szacunkiem.
Dziś wiem, że sztuka asertywności to droga, nie cel. To codzienna praktyka. To momenty, kiedy muszę wybrać siebie, nawet jeśli to trudne. To chwile, kiedy muszę powiedzieć prawdę, nawet jeśli czuję w brzuchu delikatny strach. Ale za każdym razem, gdy wybieram asertywność, czuję, że rosnę. Czuję, że jestem bliżej tego, kim chcę być – mężczyzną świadomym, stabilnym, uczciwym wobec siebie i innych.
Asertywność nauczyła mnie żyć z większym spokojem. Z większą mocą. Z większą wolnością. I wiem, że każdy może się jej nauczyć, jeśli tylko zacznie od małych kroków. Od jednej szczerej rozmowy. Od jednego „nie”. Od jednej granicy postawionej tam, gdzie powinna być.
Bo sztuka asertywności nie zmienia tylko relacji z innymi – ona zmienia całe życie. I jestem wdzięczny, że ją odkryłem.

Dodaj komentarz